Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X

piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 6


Po podaniu blondynowi adresu mojego mieszkania, siedziałam cicho. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę siedziała w sportowym aucie. Cicho prychnęłam, przypominając sobie, że jesteśmy w Polsce, a po tych drogach to nie lada wyzwanie. Poczułam lekkie szarpnięcie kiedy samochód zatrzymał się pod moją kamienicą. Spojrzałam na chłopaka. Miał na sobie znów te okulary, w których wyglądał tak cholernie seksownie. Patrzył się pusto przez szybę. Nie chciałam, aby to wszystko się tak potoczyło. Nienawidzę robić komuś nadziei, ja nie ranię bez powodu. On mi żadnego nie dał, nie chciałam aby był smutny. Delikatnie położyłam dłoń na jego ręku, obok dwóch tatuaży. Nadal kurczowo trzymał kierownicę, jakby bał się ją puścić. Kiedy przeniósł wzrok w moją stronę speszyłam się tylko i szybko zabrałam dłoń. Spojrzałam mu tylko głęboko w oczy i wyszłam natychmiastowo z auta, rzucając ciche dziękuję. Ta relacja była zbyt dziwna, nierealna. Nie powinnam nadal w to brnąć. Uznajmy to za jednonocną przygodę, pod innym znaczeniem.

Wbiegłam po schodach małej kamienicy niedaleko centrum na samą górę. Wzięłam głęboki wdech widząc buty mojej mamy. Ona nadal się o mnie martwi, jakbym była mała. Omal nie wyrzuciła mnie z domu po moich wszystkich wybrykach, jednak miała tylko mnie. Widziałam to. Jej również nie chciałam ranić. Miałam jednak podwyższoną umiejętność psucia wszystkich relacji. Miałam tylko dwie przyjaciółki, oraz Filipa. Chłopaka który był dla mnie jak brat, kiedy jeszcze mieszkałam w Anglii. Nadal utrzymywałam z nim kontakt, jednak skype'owe rozmowy to nie to samo co przytulas na żywo.

Delikatnie chwyciłam za klamkę i przymknęłam oczy. W moje ciało uderzyła fala gorąco zmieszana z zapachem mojego ulubionego płynu do płukania tkanin. Mój cały dom, dokładnie taki jaki zawsze chciałam mieć. Żałuję, że nie ma z nami taty, babci i dziadka. Najchętniej zostałabym w Anglii na dobre, jednak to miejsce... To tutaj tak naprawdę dorosłam i stałam się taką osobą jak teraz. To mój prawdziwy dom. Ściągnęłam po cichu moje szpilki, które miałam na nogach wczorajszego dnia i zerknęłam w lustro w przedpokoju. Bez makijażu, zmęczona wczorajszymi wydarzeniami twarz. W oczach... Nie wiedziałam nigdy co one pokazują. Podobno w moich oczach wyraźnie widać pustkę, zagubienie lub jakieś wszystko psujące uczucia. Mocno przełknęłam ślinę, słysząc grający w salonie telewizor. Chwyciłam torebkę i oparłam się o framugę drzwi prowadzących do salonu.

- Znowu Cię nie było. - zaczyna się.. Cholera, mam osiemnaście lat, kobieto nie będę siedziała cały czas w domu. Zwłaszcza kiedy Cię nie ma.

- Byłam na imprezie a potem u kolegi. - Kolega. To go idealnie określa.

- Olivia martwię się o Ciebie. Zwłaszcza kiedy szlajasz się po tych wszystkich klubach w nocy. - no tak, poczekajmy, może kiedyś dowiesz się co się działo tam dzisiejszej nocy.

- Mamo... Lubię to. Tego we mnie nie zmienisz i wiesz co? Doskonale to wiesz. - prychnęłam zakładając obie ręce na klatkę piersiową. - A zresztą gdyby znaleźli gdzieś moje ciało, telewizja by Cię poinformowała. Mamy 21 wiek. - dodałam bardziej uniesionym tonem i skierowałam się do mojego pokoju.

- Olivia musimy porozmawiać. Wszystko się zmienia. - zamarłam. Nie chciałam niczego zmieniać. O co jej znowu chodzi? Krzyknęłam tylko, że idę się przebrać. Czynność tę wykonałam dwa razy szybciej niż normalnie. Wysuszyłam jeszcze tylko włosy które gdzieniegdzie były jeszcze trochę mokre po porannym 'prysznicu'. Zapomnij. Zapomnij. Zapomnij.

~*~

Usiadłam obok niej na kanapie. Luźna biała koszulka odsłaniała kawałek dekoltu, na którym widniały dwie malinki. Szybko przykuły one wzrok mojej mamusi. Dopiero po chwili cała czerwona zakryłam się dłońmi.

- O czym chciałaś rozmawiać. - spytałam nie przyzwyczajona do takich rozmów.

- Oli... Moja siostra... jest w szpitalu. Jej stan znacznie się pogorszył, muszę być przy niej. - zmarszczyłam brwi. Ciocia Hania na prawdę chorowała na nowotwór.

- Myślałam, że się leczy? Nie powinno być jej lepiej?

- Raka nie da się w stu procentach wyleczyć. To moja jedyna siostra. Muszę spędzić z nią jak najwięcej czasu. - powiedziała a moje oczy się zaszkliły.

- Wyprowadzamy się? - zapytałam i spuściłam głowę w dół. Ciocia mieszkała pod Warszawą, w niewielkim miasteczku. Nie chciałam tego. Chciałam zostać w tym miejscu. W moim domu.

- Kochanie... Ja się wyprowadzam. Ty możesz spokojnie zostać w Warszawie. Przecież... "Jesteś dorosła"- cicho zaśmiała się na moje słowa, które zawsze powtarzałam w wieku nastoletnim. - Ale...

- Ale? Mamo, ja nie chcę Cię ranić, nie chcę abyś czuła się źle. Ja nie chcę stąd wyjeżdżać. - po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.

- Olivia... Nie musisz ze mną nigdzie jechać. Po prostu.. Ja... Muszę sprzedać nasze mieszkanie. - po tych słowach poczułam jak wielka gula ściska mnie w gardle. - Będziesz musiała się wyprowadzić. Zawsze miałam odłożone trochę pieniędzy. Większość pójdzie na drogie lekarstwa dla Hani... Ale zostawię ci coś, żebyś miała chociaż na czynsz w jakiejś małej kawalerce. - powiedziała to na jednym tchu. Widziałam jak po jej policzkach ściekają łzy. I właśnie wtedy pierwszy raz od na prawdę dawna przytuliłam się do niej. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam tego ciepła matki.

Po kilkunastu minutach wspólnego płaczu i trwania w szczelnym uścisku oderwałam się od matki i wstałam.

- Kiedy wyjeżdżasz?

- W następny weekend. Kochanie... Ja na prawdę muszę to zrobić. - powiedziała po czym spojrzała na mnie swoim przepełnionym bólem wzrokiem.

- Kocham Cię mamo. - odpowiedziałam po czym udałam się do swojego pokoju.

****

wtorek, 15 marca 2016

Rozdział 5

Chwilę stałam wpatrując się w postać chłopaka. Głęboko westchnęłam. Blondyn nawet nie drgnął. Podeszłam do niego bliżej, również stając bliżej okna. Było ono uchylone, chłód nocy wdzierał się do dość obszernego pokoju. Stałam w samej koszulce, zaczęło mi ciągnąć po nogach. Obciągnęłam koszulkę jak najniżej potrafiłam i przysunęłam się bliżej Dezego. 
- Gdzie... Gdzie mogę spać? - wydusiłam szeptem ściągając na siebie wzrok chłopaka. Zmierzył mnie wzrokiem od  góry do dołu. Przystanął na moich nagich nogach, przez co położyłam ręce przed siebie, czułam się zbyt skrępowana. Od razu przeniósł wzrok na moją twarz. 
- Słodko wyglądasz w mokrych włosach. - lekko się zarumieniłam, spuszczając wzrok w dół. Dezy był tak bardzo bezpośredni, jednak podobało mi się to. Lekko przygryzłam wargę czując jak dłonią odgarnia moje zmoczone od wody włosy. 
- Dezy ja... - zacięłam się. Znałam go zaledwie kilka godzin, już i tak pozwoliłam mu na zbyt wiele. Poczułam jak wielka gula staje mi w gardle. W jednej chwili chciałam stamtąd uciekać, nie wiedziałam po co do cholery zgodziłam się na spędzenie nocy u przypadkowego chłopaka. Nie miałam też pojęcia co się ze mną działo. Paradowałam w samej kusej koszulce [dobrze, nie wspominajmy, że była to również koszulka jakże uroczego blondyna, ok?] odpieprzałam coś czego nigdy nie robiłam, tańczyłam z nim przed blokiem JEGO blokiem, a do tego wszystkiego w najlepsze całowałam się z NIM. Było genialnie, ale wait. Stop. 
Przez kilka minut staliśmy bardzo blisko siebie. Nie potrafiłam nic zrobić. Nagle wyrwało nas głośne brzęczenie jakby dzwonka. 
- Cholera... Co jest. - powiedział pod nosem Dezy wychodząc z pokoju. Nie chciałam stać tutaj sama więc ruszyłam za blondynem. 
Zauważyłam jak otwierał drzwi wejściowe. W nich stanął brunet jego wzrostu, może troszkę niższy. Tak, Dezy był bardzo wysoki. Mimo moich 176 centymetrów sięgałam mu do nosa. 
- Stary, zostawiłeś mnie samego na imprezie, 20 kilometrów od domu, i pojechałeś sobie bez słowa! Taki z ciebie przyjaciel! - chłopak wpakował się do domu Dezyderego, wymachując ze zdenerwowania rękoma. 
- Może dlatego, że wolałeś lizać się z czterema dziwkami na raz, niż chociaż napić się z kumplem?! - oj, takiego zdenerwowanego to go jeszcze nie widziałam. Jednak słodko krzyczał. Co ja mówię... Cały był słodki. Ogarnij się Linton, please. 
Podskoczyłam kiedy sytuacja zaczęła nabierać tempa, a brunet przygwoździł mojego wybawcę do ściany. Wydawało się, że kumpel Dezego dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę. 
- Będziesz mnie bił przy tak pięknej kobiecie? - Dezy grał mu na emocjach, co było widać. Brunet w jednej chwili opuścił rękę i puścił blondyna, podchodząc w tym samym czasie do mnie. Byłam już bardzo roztrzęsiona i zaklinałam się w myślach, po co w ogóle chciałam tutaj przyjechać. Marzyłam o tym aby znaleźć się w ciepłym łóżku i obejrzeć nowy odcinek TVD. 
- Całkiem niezła, nie sądziłem, że w twoim domu znajdzie się tak piękna laska. - wysyczał i stanął  niebezpiecznie blisko mnie. - Dupe też ma niezłą. - zaśmiał się a ja uświadomiłam sobie, że stoję tutaj w samej bieliźnie i krótkiej koszulce. 
- Spierdalaj. - powiedziałam roztrzęsionym głosem odpychając chłopaka od siebie. Z moim oczy mimowolnie popłynęło kilka łez. Blondyn widząc to ruszył w szybkim tempie i złapał bruneta za skórzaną kurtkę. 
- Remigiuszu, podobno wychodzisz. - powiedział rozwścieczony wyrzucając go z mieszkania, waląc mu przy okazji w nos. 
Ja zszokowana i zmęczona dzisiejszym dniem osunęłam się po ścianie, czując lekki ból w brzuchu, promieniujący aż na plecy. To ze stresu. Pozwoliłam ulecieć emocjom i rozpłakałam się jak małe dziecko. W jednej chwili poczułam jak obok mnie ktoś siada. Dobrze znany mi chłopak przybliżył się do mnie i złączył nas w szczelnym uścisku. Wypłakiwałam mu się w ramię zostawiając mokre ślady na jego białej koszulce. Jedną ręką przytrzymywał mnie w talii, a drugą gładził mnie po mokrych jeszcze włosach. 
- Remek.. On taki nie jest. Za dużo wypił. - tłumaczył się, jednak jego głos drżał byłam pewna że bał się cokolwiek o nim mówić, jednak chciał wytłumaczyć. 
- Jestem zmęczona... Zanieś mnie do pokoju, proszę. - wyłkałam zawieszając ręce na jego szyi.  Chwilę później poczułam jak unoszę się nad ziemią, a do moich nozdrzy dobiegł dość wyraźny zapach perfum chłopaka. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, czując jak wchodzimy po schodach. Otworzył nogą jedne z drzwi i delikatnie ułożył mnie na łóżku z białą pościelą. Okrył mnie szczelnie kołdrą i skierował się  do wyjścia. Zdjęłam dłonie z jego karku, a on wycofał się powoli zostawiając mnie na łóżku. Złapałam nieświadomie za jego nadgarstek, patrząc przeszklonymi oczyma. Automatycznie sie cofnął całując mnie w czoło. 
- Dobranoc. - powiedział i wyszedł. Ja mimowolnie odpłynęłam do Krainy Morfeusza. 
                                                                                ~*~
Otworzyłam oczy, skupiając wzrok na pokoju w którym się znajdowałam. W jednej chwili przypomniałam sobie cały wczorajszy wieczór. Zwlokłam się z łóżka lustrując wzrokiem koszulkę. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec, kiedy przypomniałam sobie, że to koszulka Dezyderego, z którym w sumie wczoraj się całowałam. Przygryzłam wargę i wzięłam do ręki mój telefon, który leżał na szafce nocnej. 8:45. Po cichu wyszłam z pokoju, kierując się na dół.  Chłopak jeszcze spał. Mam nadzieję, że moje kroki go nie obudziły. Przykro mi, nie potrafię cicho schodzić po schodach, panicznie się tego boję, więc twardo po nich stąpam. 
Weszłam do kuchni, spoglądając na wielki blat. Wspomnienia z wczoraj dotarły do mojej głowy. Głęboko westchnęłam i otworzyłam jedną z szafek w poszukiwaniu szklanki. Szybko ją znalazłam i cicho postawiłam na blacie. Sięgnęłam po butelkę wody niegazowanej i nalałam do połowy do szklanki. Oparłam się o blat, wyglądając przez wielkie okno. Jednak w jednej chwili poczułam jak ktoś nagle łapie mnie za boki. Podskoczyłam i z impetem wylałam całą zawartość szklanki na napastnika. Obróciłam się i zaśmiałam się widząc Dezego, któremu próba wystraszenia mnie zwykle nie wyszła. 
- Tak się nie będziemy bawić. - szepnął i szybko mnie podniósł. 
- Puszczaj! W tej chwili! Prosze mnie zostawić! - krzyczałam i wierciłam się, błagając o litość. Był jednak o wiele silniejszy, więc poddałam się. 
Chłopak szybko przeniósł mnie przez salon i kuchnię, wchodząc do dobrze oświetlonej łazienki. Nadal trzymając mnie na rękach, wszedł pod dość przestronny prysznic. 
- Nieee! Proszęęę! Nieee!- krzyknęłam starając sie wyrwać, jednak on dopiero kiedy zablokował kabinę mnie puścił. Szybko odkręcił prysznic i wszystkie boczne zraszacze, a letnia woda zaczęła na nas lecieć. W sumie to wprawiło mnie to w radość i zaczęłam się śmiać. 
- Tak cię to śmieszy?! - zapytał chytrze, aby zaraz zacząć mnie łaskotać. 
- Hhaha, Dezy przestań! Proszę! - swojej czynności zaprzestał dopiero, kiedy nie mogąc utrzymać równowagi złapałam za jego biały, zwyczajny podkoszulek przyciągając do siebie.  
Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, a Dezy wyłączył jednym przyciskiem całą wodę. Podtrzymywał mnie obiema rękoma w talii, tak abym się nie przewróciła. Ja jedną ręką złapałam za jego policzek, ten który nie był obity i delikatnie przejechałam. On uznał to jako pozwolenie i szybko wpił się w moje usta. Nie przerwałam tego, wręcz przeciwnie, bardzo mnie to zachęciło. Oddawałam pocałunki, które stawały się coraz bardziej namiętne. Wciąż się całując, Dezy otworzył kabinę, z której oboje wyszliśmy. Popchnęłam go na umywalkę, coraz namiętniej całując. Złapałam jego podkoszulek, unosząc go do góry. Na chwilę się od siebie odsunęliśmy, abym całkiem mogła go ściągnąć. Zaraz jednak wróciliśmy do poprzedniejj czynności. Zwinnym ruchem wskoczyłam na chłopaka, obejmując go w talii nogami. On złapał mnie za uda, kierując się do wyjścia z łazienki. W drodze na górę, nasze pocałunki stawały się coraz ostrzejsze, przez co czułam sie jak w niebie. Nie wiem czego aktualnie chciałam. Wyszaleć się? Przelecieć się z kimś? Zakochać? Nie, żadne z tych. Mój rozum nie brał w tym udziału. 
Kątem oka zauważyłam jak Dezy kieruje nas do pokoju w którym spałam tej nocy. Prawda, ten pokój był najbliżej. Delikatnie położył mnie na łóżku, sam stał nademną. Dopiero teraz zauważyłąm jaki jest chudy, jednak strasznie przystojny. 
- Lubię, jak jesteś mokra. - zaśmiał się odrywając sie na chwilę od moich ust. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - uśmiechnęłam się zadziornie, całując go zachłannie. 
Poczułam jak pocałunkami zjechał na moją szyję, robiąc tam dwie malinki. Nie ukryję ich, bo w golfach chodzić nie zamierzam. W jednej sekundzie zrzucił ze mnie swoją koszulkę, która wylądowała w kącie. Leżałam teraz pod nim w samej bieliźnie. Wbiłam swoje paznokcie w jego kark i plecy. On błądził swoimi rękoma po całym moim ciele, całując mnie. 
W tej samej chwili z tej jakże przyjemnej czynności wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. W całym pokoju zaczął rozbrzmiewać "Forest" Dawida Podsiadło. Dopiero wtedy doszło do mnie co się właśnie stało. Szybko zakryłam się rękoma, łapiąc za telefon. Nie zdążyłam jednak odebrać, ponieważ telefon się wyłączył, bateria padła. Przeklęłam pod nosem, widząc że to mama do mnie dzwoniła. Mimo to wszystko martwiła się o mnie, zawsze pozostanę przecież  jej córeczką. Szybko chwyciła mokra koszulkę zasłaniając się nią. 
- Odwieziesz mnie do domu. - nie zapytałam tylko stwierdziłam do zdziwionego chłopaka, który siedział bez koszulki widocznie zawiedziony. Szybko skoczyłam do łazienki ubrać się we wczorajszą sukienkę i w jednej chwili siedziałam już w dobrze mi znanym Mercedesie. 

*****

Czuję, że ten rozdział to jeden wielki shit, i nie wyszedł tak jak powinien :(

Ruska: Jak ja cię kosiam za to, że czytasz te wszystkie moje wypociny <333 I bd częściej rozdziały :D

Panna Rychlik: Łazienka 8)) Ostatnio nieodłączna część moich opowiadań 8)) 

sobota, 5 marca 2016

Rozdział 4

~*~Olivia~*~
Stanęłam na równe nogi trzymając w ręku ciemne okulary chłopaka.
- Alł..- syknął z bólu kiedy przez przypadek dotknęłam opuchniętego, fioletowego miejsca obok oka.
- To on.. Ten który się do mnie dobierał Ci oddał. - wydusiłam czując jak do moich oczu napływają łzy. Znamy się ledwo ponad godzinę, a On ratuje mi życie, poświęca się i jeszcze daje mi nocleg.
- Nie.. To ochroniarze. Niezupełnie zrozumieli, a nawet nie chcieli zrozumieć co się tam wydarzyło...
- Jejku to przeze mnie! Przepraszam, jejku jak ja cię przepraszam! - moja słabsza strona wzięła górę i zaczęłam z leksza panikować tym, że znowu wpakowałam w coś nie tylko siebie, a jeszcze zupełnie nieznajomego mi chłopaka. Wiedziałam tylko tyle, że ma na imię Dezydery i ma 19 lat. Nie Olivio, ty go nie znasz, na prawdę.
- Chodź, nie zostawimy tego w tak obolałym stanie. - kiedy uspokoiłam się trochę pociągnęłam zielonookiego do salonu.
Był duży i bardzo jasny. Znajdywaliśmy się na 7 piętrze, więc widok z balkonu był fantastyczny. Duże okna, obok drzwi balkonowych idealnie się komponowały z chłodnymi pistacjowymi odcieniami ścian. Na środku stała wielka brązowa kanapa, zaraz obok niej stół z czterema krzesłami w kolorze kanapy. Przesunęłam nogami, z których zdążyłam już w korytarzu zrzucić buty, po brązowo-zielonym dywanie shaggy. Posadziłam pobitego Dezego na kanapie, sobie przysuwając jedną z zielonych puf. Bez słowa zostawiłam go tam, biegnąc do łazienki w poszukiwaniu apteczki. Normalni ludzie, trzymają ją w szafkach pod umywalką lub nad nią. Szybko znalazłam odpowiednie pomieszczenie świecące się miętą i innymi odcieniami niebieskiego. Szybko wygrzebałam białe pudełeczko spod umywalki. Pokierowałam się ze zdwojonym tempem w stronę salonu, modląc się o to by chłopak mi nie uciekł. W sumie byłoby to zabawne. Właściciel mieszkania uciekł zostawiając nieznajomą mu dziewczynę na noc samą. Super. Odetchnęłam z ulgą widząc Dezego jednak w kuchni sąsiadującej z salonem. Cała urządzona była w biel, wyglądała bajecznie. Zielonooki stał przy blacie, wpatrując się w widok za wielkim oknem na całą mniejszą ścianę.
- Mam. - powiedziałam stanowczo podchodząc bliżej niego. Nie drgnął. Myślał. Też z chęcią zatopiłabym się w swoich myślach przy muzyce. Widząc, że moja obecność wcale go nie odrywa od patrzenia zza okno, usiadłam na przeciwko niego na małym blacie. Wygodnie się usadowiłam trzymając cały czas apteczkę. Spojrzał wprost na mnie, delikatnie się uśmiechając. Spojrzałam za siebie, podziwiając widok. Znajdywaliśmy się na siódmym piętrze, a ja właśnie patrzałam się w dół obserwując lampy oświetlające całe osiedle.
Wyciągnęłam mały gazik, polewając go wodą utlenioną. W tym momencie byłam z nim równa, mogłam idealnie spojrzeć w jego zielonkawe oczy, które swoją drogą ładnie komponowały się z fioletową śliwą. Delikatnie chwyciłam za końcówki jego białej koszulki, ciągnąc w moja stronę. Stał za daleko, nie mogłam tak odkażać jego rany.
- Ssss... - jęknął kiedy przyłożyłam gazik do jego rany. Ja jednak nie przestałam, odkładając zakrwawiony gazik. Wzięłam do ręki dość duży plasterek przykładając go do dość dużego rozcięcia na kości policzkowej. Nie zakrywał on jednak podbitego oka.
Nadal wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa wyjaśnienia. Nagle poczułam jego oddech coraz bliżej mojej twarzy.
- Nie wiem co ty ze mną robisz, ale wiem, że jest to coś wspaniałego. - po tych słowach wpił się głęboko w moje usta, co było dla mnie nadzwyczaj zadziwiające. Mimo to, odwzajemniłam pocałunek, pogłębiając go jak najlepiej umiałam. Już dawno nie czułam się tak dobrze. W końcu nie byłam sama, nie musiałam się upić, żeby chociaż zbliżyć się do jakiegoś chłopaka. W pewnym momencie nawet podziękowałam temu oblechowi z klubu, bo gdyby nie ta cała sytuacja z Dezym nawet byśmy na siebie nie spojrzeli. Chociaż kto wie... Podobno niektórzy ludzie są sobie przypisani.
~*~
Bez słowa ruszyłam szybko w stronę łazienki, zrzucając z siebie sukienkę. Troszkę dziwnie było mi tak bez pytania, bez słowa brać prysznic w cudzym mieszkaniu, jednak Dezy nie miał nic przeciwko. Chciałam jak najszybciej stamtąd zwiać i odpocząć po całym dniu. Ułożyłam rzeczy w kostkę na pralce i odkręcając gorącą wodę weszłam pod prysznic. Oddałam się relaksowi i starałam się wyrzucić wszystkie te myśli z głowy. Co by się ze mną stało, gdyby Dezydery się na mnie nie natknął? Dlaczego mnie pocałował? O co chodziło mu w tych słowach? Co ja z nim takiego robię? Zakręcając prysznic westchnęłam starając się zapomnieć. Od teraz myślę tylko o tym, żeby matka znowu się nie czepiała i o tym, żeby w spokoju wrócić jutro do domu kiedy jej nie będzie. 
Zabrałam z wieszaka obok kabiny prysznicowej różowy ręcznik i dokładnie się nim wytarła. Obtarłam włosy z wody i pozostawiłam je dość mokre. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nie mam ze sobą żadnych ciuchów, piżamy ani nic. Zawinęłam się szczelnie w różowy ręcznik, upewniając się jeszcze, że wszystko jest zasłonięte. Wzięłam głęboki wdech i odkluczyłam drzwi łazienki, wychodząc w samym ręczniku przed chłopakiem którego znacz kilka godzin. Brawo.
- Emmm... Dezyy? - zapytałam wchodząc do salonu gdzie siedział blondyn trzymając w ręku swojego iPhone'a. Spojrzał na mnie tymi cudownymi zielonymi oczami, mierząc mnie z góry na dół. Poczułam jak na moją twarz wkrada się rumieniec, co jeszcze bardziej utrudniało mi rozmowę z nim.  - Nie patrz się tak proszę, tylko daj mi jakieś ciuchy, nie będę paradowała nago. - zaśmiałam się starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie. 
On od razu poderwał się z miejsca unikając wzrokiem mojego ciała. Niepewnie podążyłam za nim na górę mieszkania. Wszedł do prawdopodobnie swojego pokoju. Urządzony był w beż i biel. Białe ściany przeplatane  były w dwóch miejscach ciemno beżowymi paskami po całej wysokości. Pod wielkim, jak w całym mieszkaniu, oknem stało szerokie łóżko, takie, że zmieściłyby się tam ze cztery osoby. Wielka szafa, w ciepłym brązowym kolorze stała na przeciwko łóżka. Na drzwiczkach miała dwa wielkie lustra na całej długości, tak że odbijało się w nich łóżko Dezego i wielki czarny obraz nad nim. Kiedy chłopak pochylił się do szafy w poszukiwaniu odpowiedniego stroju obejrzałam się w drugą stronę. Dostrzegłam dość rozległe biurko, zaraz obok szafki nocnej. na nim stały dwa monitory z całym sprzętem komputerowym. Zaraz obok dwie lampy a przy nich zwinięte zielone tło. Nie wiem czym zajmował się zielonooki, jednak na pewno się dowiem. Odwróciłam się widząc chłopaka odchodzącego od szafy. 
- To najdłuższa koszulka jaką mam, nic innego nie będzie ci pasować. - powiedział po czym wręczył mi czarną koszulkę. 
Podziękowałam mu po czym, cały czas przytrzymując ręcznik, skierowałam się do łazienki. Zbiegłam ze schodów najszybciej jak umiałam zamykając się w łazience. Założyłam swoje majtki i zarzuciłam na siebie koszulkę Dezego. Westchnęłam przeglądajac się w lustrze.
 - Dobre i to. - rzuciłam do siebie oglądając się. Czarna, męska koszulka z nadrukiem białych konturów śpiącego kota, sięgała mi ledwo do połowy ud, nie nie zakrywając całych pośladków. Mimo to, podobała mi się. Miała swój urok, a ja uwielbiałam męskie rzeczy. Do tego pachniała ona jeszcze jego perfumami. Ułożyłam jeszcze raz mój stanik i sukienke w kącie pralki  Wyszłam z łazienki szukając blondyna. 
Znalazłam go dopiero w swoim pokoju, siedzącego na dużym parapecie, i wyglądającego za okno. 

czwartek, 3 marca 2016

Rozdział 3

~*~Perspektywa Dezego~*~
Nigdy nie omijałem ludzi w potrzebie. Teraz szczerze dziękowałem Remkowi, za to że zabrał mnie na tą imprezę, mimo, iż jeszcze godzinę temu miałem ochotę zabrać się stamtąd i wrócić do domu. Nie chcę nawet myśleć co mogłoby się stać tej dziewczynie... Co mogłoby się stać Olivii gdybym nie szedł wtedy do tego cholernego kibla. Nie jestem typem imprezowicza, wolę spokojne wieczory w samotności. Mam zdolność do jebania wszystkiego w zasięgu mojej ręki. W sensie psucia. Każdy związek, który zaczynam, najłatwiejsza czynność.. Wszystko obraca się przeciwko mnie. Może dlatego mój brat miał mnie dosyć, więc wyprowadził się z domu po skończeniu osiemnastki, zostawiając mnie samego z tym całym syfem. Znalazłem sobie jednak zajęcie, które było idealne. Ludzie akceptowali mnie takim jaki jestem, uwielbiali mnie. Zawsze kiedy potrzebowałem miałem ich wsparcie. I tak coś co kocham daje mi pieniądze. Każdy z nas raczej nie rozmawia o tym ile zarabia. Jednak dużo. Do tego wpłynęła mi ostatnio dość duża suma w spadku po dziadku. Byłem jego ulubieńcem. Kiedy w wieku 7 lat wspólnie budowaliśmy domek na drzewie, jeździliśmy na ryby czy sadziliśmy drzewka owocowe. Wtedy to ja byłem tym grzecznym. Florian zawsze olewał to wszystko i wolał przesiedzieć całe wakacje przed komputerem. To on nauczył mnie przeklinać, bić się i walczyć o to co mi się należy. Po części jestem mu za to wdzięczny, jednak nie wybaczyłem mu do końca tego, że zostawił mnie z naszymi rodzicami. Nie chcę na razie o tym mówić. Zacisnąłem ręce na kierownicy, dodając gazu. Spojrzałem na Olivię. Tak słodko spała. Kątem oka zauważyłem jej telefon. Wypadał jej z bezwładnej rączki. Automatycznie puściłem kierownicę, zabierając go. Szkoda by było iPhona 6s. Położyłem go na bezpiecznej półce gdzie leżał już mój telefon. Też miałem Grumpy Cat'a na telefonie. Uwielbiam koty. Zawsze chciałem jakiegoś mieć, jednak w moim poprzednim domu nie było to możliwe, a teraz mam za dużo na głowie.
Widziałem, że blondynka nadal twardo śpi, więc włączyłem kierunkowskaz i skręciłem w miasto drogą prowadzącą do mojego mieszkania. Spoglądałem ukradkiem na dziewczynę. Była taka słodka. Sukienka odsłaniała jej połowę ud, zwłaszcza kiedy tak wygodnie siedziała jak teraz w moim samochodzie. Nie dziwię się, że przynajmniej jeden się do niej dobierał. Kusiła każdego. Wiedziałem, że było to po części z jej winy, nie powinna siedzieć tam sama. Ale jeszcze będzie czas na wyjaśnienia. Delikatnie uniosłem rękę i poprawiłem materiał jej sukienki, aby zakryć wystające ciało. Nie chciałem, żeby czuła się niezręcznie nawet gdy śpi. To brzmi nadzwyczaj dziwnie, ale taki już jestem. Szanuje kobiety najmocniej na świecie. Westchnąłem stając pod wysokim blokiem na jednym z warszawskich osiedli. Muszę teraz obudzić tę śpiącą księżniczkę. Nie wiedziałem co się będzie działo dalej, ale ja nie mogę stracić z nią kontaktu. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak rozgadanej, pewnej siebie dziewczyny, która zarazem potrafiła być tak niewinna i wstydliwa. Wyjąłem ze schowka kawałek zielonej karteczki zapisując na nim moim szczęśliwym długopisem, który zawsze mam przy sobie, dziewięciocyfrowy ciąg liczb. Wziąłem telefon dziewczyny ściągając kawałek case'a. Schowałem pod niego karteczkę z moim numerem. Odkryje ją prędzej czy później. Odpiąłem swój i Olivii pas jeszcze chwilkę się jej przyglądając.
- Heej- powiedziałem spokojnie, troszkę ściszonym tonem i chwyciłem ją za nadgarstek. - Pobudka.
Oczy dziewczyny lekko się otworzyły spoglądając prosto w moją stronę.
- Co... Eh Dezy gdzie jesteśmy? - mrugnęła kilka razy rozbudzając się.
- Pod moim domem. Nie powiedziałaś mi gdzie mieszkasz, więc zbytnio nie wiedziałem gdzie jechać. - zaśmiałem się delikatnie, poprawiając ciemne okulary, których nie bez powodu nie zdejmowałem.
- Jejku... Przepraszam, wiem że znamy się kilkanaście, czy tam kilkadziesiąt minut, ale mam pytanie. - spytała tym razem troszkę niepewnie patrząc się na stojący przed moim Mercedesem słup. - Czy-yy.. Mogłabym.. Czy mogłabym u ciebie przenocować? - wydusiła w końcu.
- Oczywiście. - spojrzałem w jej stronę, a ona wpatrywała się w mój uśmiech. Przy tak ciekawych osobach nie potrafiłem przestać się uśmiechać. - To przez mamę prawda?
- Nie chcę o tym rozmawiać, Dezy....
- Rozumiem. Idziemy? - uśmiechnąłem się szerzej, żeby nie psuć atmosfery.
Otworzyłem swoje drzwi, kiedy Oli łapała swój telefon ze schowka. Szybko obleciałem samochód podchodząc do drzwi pasażera.
- Pani pozwoli. - otworzyłem jej drzwi, lekko się kłaniając i wyciągając do blondynki rękę.
- No, no,no Proszę Pana. - złapała za moją rękę wysiadając z samochodu. Spojrzała w zarys moich oczu w okularach przeciwsłonecznych. Puściła jednak moją dłoń lekko się pesząc. W tym samym czasie zaczął dzwonić mój telefon. Jako dzwonek ustawione miałem "Faded - Alana Walkera" . Delikatna, nie zagłośna muzyka zaczęła dzwonić dość wyraźnie.
- Zatańczy Pani, w ramach podziękowania? - Uśmiechnąłem się ponownie wyciągając w jej stronę rękę.
Zaczęliśmy powoli poruszać się w rytm muzyki trzymając się za rączki jak dzieci w przedszkolu. Po chwili jednak, delikatnie ułożyłem swoje dłonie na jej biodrach. Wiedziała jak się tańczy, bo automatycznie zarzuciła swoje ręce na moją szyję. W te chwili mało obchodził mnie dzwoniący telefon i to co osoba po drugiej stronie chciała. Nie przejmowaliśmy się zimnem i tym, że piosenka się skończyła. Osoba dzwoniąca najwyraźniej się rozłączyła. Jeszcze dłuższą chwilę w ciszy poruszaliśmy się w rytm wcześniejszej muzyki, wpatrzeni w siebie. Dopiero kiedy na rękach dziewczyny zaczęła pojawiać się gęsia skórka, zabrałem ją do budynku. Droga windą na górę minęła w ciszy, jakbyśmy oboje byli oszołomieni tą chwilą.  Wyciągnąłem z kieszeni klucze kierując się w stronę mojego mieszkania  jednym sprawnym ruchem otwierając je. Otworzyłem je na oścież zapraszając do środka dziewczynę.
- A przeniesie mnie Pan przez próg? - zapytała po chwili wpatrywania się w moją twarz. Ja bez zastanowienia podszedłem do niej łapiąc ją jednym sprawnym ruchem. Złapałem ją w pasie, drugą rękę wkładając pod  jej nogi. Przeniosłem ją przez próg, czując tym samym jakbyśmy znali się całe życie, i właśnie obchodzili rocznice. Jak stare dobre małżeństwo.
- Ściągnij wreszcie te okulary, uwielbiam twoje oczy. - powiedziała kiedy jeszcze ją trzymałem. W tym momencie złapała za boki okularów ściągając je. Syknąłem czując jak ocierają się o kont mojego oka.
~*~
Dzisiaj tak bbb romantycznie, z perspektywy Dezego ;D
Kosiam was najmocniej laski <333

poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział 2

Zacisnęłam mocno szczękę czując jak stary pryk przyciska mnie mocniej do ściany. Próbowałam krzyczeć, wołać, a nawet gryźć. Wszystko na nic, był silniejszy. I obrzydliwszy. Zamknęłam oczy z których spływały po woli łzy. Nagle poczułam ciepło klubu a facet zniknął. Otworzyłam szeroko oczy.
- Spierdalaj! - zobaczyłam młodego chłopaka okładającego mężczyznę po mordzie. Światło padające z łazienek idealnie oświetliło mi jego postać. Był wyższy ode mnie o może dziesięć centymetrów, ja sama byłam dość wysoka. Zauważyłam jak poprawiał swoje blond włosy,oddając temu facetowi jeszcze jednego kopniaka. W tym samym momencie nagle z dupy pojawiła się ochrona wyciągając tajemniczego blondyna. Czyli, kiedy chłopak staje w Twojej obronie to od razu wyrzucacie go z klubu, a kiedy jakiś oblech  dobiera się do niewinnej dziewczyny to może sobie robić co chce? Oh seriously? Kiedy dwóch grubych i łysych kolesi wyprowadzało go z klubu, zdążył tylko popatrzeć w moja stronę upewniając się, że nic mi nie jest. Dopiero wtedy zauważyłam błysk w tych głębokich, zielonych oczach.
Wzięłam głęboki oddech, ignorując wszystko i wszystkich. Podążyłam tą samą drogą co przed chwilą dwóch ochroniarzy z moim wybawcą. Przepychałam się przez spocone pary ocierające się o siebie tyłkami. Chciałam stąd jak najszybciej wyjść. Odetchnęłam z ulgą czując chłodne powietrze, dobiegające z dworu. Wypadłam przed klub, nerwowo rozglądając się na boki. Westchnęłam z rozczarowaniem widząc, że nigdzie w pobliżu nie widać blondyna z klubu. Tak bardzo chciałam mu podziękować, kto wie może nawet spędzić z nim resztę wieczoru. No tak, bo przecież nie miałam nawet jak dotrzeć do domu. Usiadłam na pobliskiej ławce, starając się być jak najdalej od tej strasznej klubowej muzyki. Tak, po raz pierwszy w  życiu mi to przeszkadzało. Rozejrzałam się po okolicy. Jakiś klub przy autostradzie? To chyba jakieś żarty, gdzie on mnie wywiózł.. Wyjęłam z torebki telefon. 23:15. Na myśl o tym, że będę musiała skombinować sobie transport do domu, a na taksówkę mnie raczej nie stać, z moich oczu mimowolnie spłynęły dwie łzy. Byłam tak załamana, że nawet nie zauważyłam jak przed ławką na której siedziałam stanął czarny Mercedes AMG GT klasy S. Szyba od strony kierowcy uchyliła się a zza niej wychylił się dobrze mi znany już chłopak.
- Podwieźć gdzieś Panią? - zapytał na co ja zachichotałam. Miał na sobie czarne, modne okulary przeciwsłoneczne mimo, że była noc. Przez nie nie mogłam jeszcze raz spojrzeć w jego obłędne oczy. No ale cóż, po tym tajemniczym blondynie takiego autka się nie spodziewałam.
- To... Ty. - wydusiłam z siebie po chwili od razy się opanowując. - Zabierz mnie stąd, proszę.
Chłopak momentalnie wysiadł z samochodu okrążając go. Podążałam za nim. Zdziwiło mnie jego zachowanie, kiedy otworzył mi drzwi zapraszając mnie na miejsce od strony pasażera. Od razu opadłam na miękkie fotele Mercedesa, wyginając głowę do tyłu. Od kilku godzin nie siedziałam na niczym wygodnym. Rozejrzałam się po wnętrzu samochodu kiedy nieznajomy chłopak wsiadł za kierownicę. Od dziecka uwielbiałam sportowe samochody.
~*~
Minęło kilka minut zanim wyjechaliśmy z parkingu klubowego. Od razu na gładkiej drodze autostrady zrelaksowałam się trochę. 
- Jak masz na imię? - przerwał ciszę blondyn. 
- Jaa.. Jestem Olivia. - ocknęłam się i odpowiedziałam najpewniej jak potrafiłam. Oczywiście z naciskiem na literkę V którą tak bardzo uwielbiałam w moim imieniu. 
- Jestem Dezy. - odpowiedział krótko i na temat. 
- Dezy? To chyba nie pełne imię? - zapytałam niepewnie delikatnie spoglądając w jego stronę. Tak cholernie pociągająco wyglądał w tych ciemnych okularach, ale kontrastującej białej, luźnej bluzce trzy czwarte.
- Dezydery. Ale każdy mówi do mnie Dezy.. Lub Czułek. 
- Czułek? - prychnęłam cicho pod nosem. 
- Może kiedyś zrozumiesz... - westchnął układając wygodniej ręce na kierownicy. 
- Ładnie... Tak... Oryginalnie! - uśmiechnęłam się do siebie. Uwielbiałam oryginalne imiona, ale takie które były ładne. 
- A ty? Nie jesteś Polką? Czy twoim rodzicom podobała się bardziej wersja z 'v'? - jego głos.. Nie wyrażał żadnych uczuć, był jednak słodki. Bardzo słodki. Z delikatnym amerykańskim akcentem. 
- Urodziłam się w Anglii. Mój tata to Anglik, mama jest stu procentowo Polką. No a teraz mieszkamy w Polsce więc moje imię jest swojego rodzaju wyjątkowe... - zarumieniłam się lekko. 
- Gdyby nie gimbuski, które do każdej Oliwki mówią przez 'v' twoje imię byłoby jeszcze bardziej urocze. - powiedział delikatnie się uśmiechając. 
- Co nie? To strasznie irytujące, eh ja nigdy nie lubiłam szkoły. Może dlatego rzuciłam ją kilka miesięcy temu.
- Nie robisz nic teraz? Rodzice Cię utrzymują? Jak na życie w Warszawie to bardzo ryzykowne... 
- Nie dogaduję się z matką. mam dość sporo pieniędzy, nie przejmuj się... - odsyknęłam zakładając ręce na piersi. Nie lubiłam kiedy ktoś wypytywał się mnie o rodzinę lub sytuację materialną. 
- Z ojcem też dogadujesz się tak źle jak z matką? - i w tym momencie coś mnie zabolało. Jednak już dawno się z tym pogodziłam więc jak zawsze zachowałam zimną krew. 
- Tata nie żyje od 6 lat. Zmarł na raka.
- Przepraszam... 
- Nie masz za co mnie przepraszać. Masz ładne oczy. - Brawo Olivia, zawsze byłaś szczera. 
- Umm.. Dzięki. Ty.. Jesteś cała ładna. - dopiero po ostatnich słowach zobaczyłam zakłopotanie na jego twarzy. - Znaczy się... 
- Dziękuję. - weszłam mu w słowo, żeby rozluźnić atmosferę. - Zawsze ciągnęło mnie do blondynów, takich jak ty. W sumie to już wyobrażam sobie jak wyglądałyby nasze dzieci. Dziewczynka... Śliczna blondyneczka o zielonych, limonkowych oczach. Ciekawe czy mikser kolorów działa tez w genach... A chłopczyk.. Stawiam, że wszystkie laski by się za nim oglądały! Jak pewnie za tobą... W sumie gdyby był rudy farbowałabym go od małego. - powiedziałam po czym wybuchnęłam śmiechem. Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam, po prostu uwielbiałam przyglądać się ludziom i wyciągać zabawne wnioski. 
- Oli, sorry ale znamy się jeden wieczór nie chcę zostać ojcem w wieku dziewiętnastu lat, wybacz. - po tych słowach wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
- I pomyśleć, że kilka godzin temu mówiłam do siebie to samo.. - westchnęłam ze śmiechem. Obróciłam swój telefon w ręku. Dopiero teraz zwrócił on uwagę chłopaka.
- Słodki case. Uwielbiam koty. - pochwalił Dezy.
- Dzięki. Ja też. - byłam dzisiaj wyjątkowo miła. Wyjątkowo. 
Wyjrzałam za okno. O tej porze nawet na autostradzie było mało pojazdów. Spojrzałam ukradkiem na licznik za kierownicą. Uwielbiałam rajdową szybkość.
- Zawsze miałam słabość do kierowców w sportowych autach, którzy jeździli tak szybko. - westchnęłam przymykając oczy. 
- Oj przepraszam.. Zapomniałem, że nie jestem sam. - zakłopotał się po czym nacisnął na pedał gazu. 
- Nie, Dezy.. - złapałam go za rękę, którą trzymał na kierownicy. Dopiero wtedy zauważyłam dwa całkiem niezłe tatuaże na przedramieniu. - Jedź szybciej, lubię tak. - powiedziałam po czym zamknęłam oczy i odleciałam. 
- Olivia... - powiedział spokojnym tonem Dezy przenosząc na mnie wzrok. Zobaczył, że zasnęłam. - Nie zdążyłaś... Powiedzieć mi gdzie mieszkasz. - wyszeptał do siebie, nie zmieniając prędkości. 

niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 1

Może i byłam typem imprezowiczki. Jakie może. Ja byłam imprezowiczką. Odkąd skończyłam 18 lat rzuciłam szkołę, zajęłam się imprezowaniem, a kiedy kończyła mi się kasa łapałam się jakiejś dobrze płatnej pracy na kilka dni. No ostatnio na przykład obsługiwałam w H&M'ie i ta praca jak na razie bardzo mi pasowała. Szczególnie to, że wołali mnie do niej tylko kilka razy na miesiąc, kiedy któryś ze stałych pracowników zrezygnował, a można tam było zgarnąć niezłą sumkę. Mieszkałam nadal z mamą, jednak po ostatnich sytuacjach coraz bardziej marzyłam o własnym mieszkaniu, lub chociaż wynajęciu lokalu z kimś. Miała mi za złe to, że rzuciłam szkołę i dzień w dzień chodziłam na imprezy lub do koleżanek. Także całymi dniami i nocami starałam się jej unikać.
Właśnie dochodziła dwudziesta. Na dzisiejszy sobotni wieczór byłam umówiona z moim kolegą Adamem. Mieliśmy jechać do jakiegoś klubu. Najlepszego w okolicy. Tak szczerze to nie miałam zbytnio ochoty na jakiś gruby wieczór. Wolałabym walnąć się na łóżko, włączyć jakiś serial i na spokojnie przy lampce wina, zasnąć. Niestety byłam już umówiona a to nie w moim stylu odmawiać spotkania, a tym bardziej imprezy.
Nigdy nie lubiłam się stroić więc moje włosy pozostawiłam naturalnie kręcone, poprawiłam paznokcie czarnym lakierem, a na twarz nałożyłam tylko fluid, odrobinę korektora na cienie pod oczami i drobne niedoskonałości i postawiłam na mocną kreskę. Pomalowałam rzęsy i usta ciemniejszym odcieniem czerwonego. Dałam sobie spokój z makijażem i podeszłam do szafy wyciągając moją niezawodną czarną sukienkę. Nie zakładałam biżuterii zostawiłam tylko sentymentalny wisiorek, który dostałam od przyjaciółki, zawsze miałam go na szyi. Włożyłam buty przygotowane prędzej i przejrzałam się w lustrze. Całość prezentowała się całkiem dobrze. Chwyciłam do ręki czarną torebkę. Wpakowałam w niego najnowszego iPhone'a z jakże uroczym, moim najukochańszym case'm, kilka chusteczek w napoczętej paczce i paczkę prezerwatyw. Przy tym ostatnim zastanowiłam się dłużej i spojrzałam się w lustro.
- Może i nie chcę tego robić w klubie z jakimś przypadkowym ćpunem, ale matką w wieku osiemnastu lat też nie zamierzam zostawać.  Co to to nie. - powiedziałam sama do siebie, zrobiłam obojętną minę i wrzuciłam srebrne opakowanie do torebki.
 W tym samym momencie na mojego iPhone'a przyszedł SMS. To Adam. Czeka na mnie przed domem. Zgarnęłam wszystko, pogasiłam światła, spryskałam się jeszcze perfumami i zamykając dom zbiegłam ze schodów.

~*~
Nie miałam pojęcia przed jakim klubem się właśnie znajdujemy. Widziałam tylko ogromny bilbord informujący, że podjechaliśmy właśnie pod klub "Solo". Oj, nie nie było to blisko mojego domu, a ja tak dobrze znam Warszawę. 
- Nie mam pojęcia, gdzie mnie właśnie wywiozłeś, ale chodźmy już. - zawołałam z nutką irytacji do chłopaka który stał wpatrując się w dziewczyny stojące przed klubem. Nigdy nie założyłabym na siebie tak obcisłej sukienki, na żadnej z moich imprez nie byłam tak ubrana a było tego sporo. Dobrze, że nic nas nie łączy bo dostałbyś już dawno po mordzie. Pomyślałam w duchu i ruszyłam widząc szatyna obok mnie. Z niesmakiem ruszyłam w stronę wejścia, jak najdalej omijając tlenione blondyny z papierosami. 
Adam towarzyszył mi aż do baru, a kiedy po zamówieniu dwóch drinków skierował się do czarnej gimbusiary na kanapach ręce mi opadły. 
- No kurwa... - syknęłam siadając przy barze. Nie miałam ochoty na alkohol, a myśl, że siedzę przy barze całkiem sama i prawdopodobnie będę musiała spędzić tutaj noc wśród zarzyganych par, liżących się na każdym możliwym kroku przyprawiła mnie do dreszcze. Po długim zastanowieniu się postanowiłam jednak zamoczyć usta w małym niebiesko-żółtym drinku z tylko odrobiną alkoholu. Minęło już dość sporo czasu, kiedy ja dokończyłam pić drinka. Kątem oka wypatrzałam w tłumie mojego meh, byłego już kumpla obściskującego się z barbie w wersji czarnej loszki z grzywką na pół ryja. Całe to siedzenie strasznie mnie nużyło, więc gdyby nie miejsce w którym sie znajduję i muzyka dudniąca mi w uszach już dawno bym odpłynęła. Już wiem, że jak się bawić to tylko w dobranym towarzystwie. Czując, że już dłużej tutaj nie wytrzymam udałam się do toalety. 
Po dotarciu na miejsce stwierdziłam, że gdyby nie laski rzygające w każdym rogu mogłabym spędzić tutaj tę noc. Ale uznałam, że po skorzystaniu umyję tylko ręcę i wynoszę się do baru, przynajmniej było tam bezpiecznie. 
Wychodząc z jasnego pomieszczenia poprawiłam włosy i sukienkę. Złapałam torebkę, kładąc na nią dłoń. Kieszonkowców jest pełno, really. Znów poczułam się dziwnie wchodząc do ciemnego pomieszczenia z dudniącą muzyką, kiedy nie byłam chodź odrobinkę pijana. Nagle poczułam ścisk na nadgarstku i w jednej chwili znalazłam się oparta o ścianę. Spojrzałam na tego kogoś kto właśnie zamierza zrobić mi krzywdę. Poczułam zapach potu od starego, grubego faceta. Jego obślizgłe łapska złapały za moje ręce unosząc je w górę. No kurwa, ludzie nie widzicie, że coś nie halo? Gdzie ochrona? Pomocyy? W tej chwili czułam ogromne zażenowanie i zawiodłam się na ludziach. No tak, brawo Olivia trzeba było iść zamówić chociaż taksówkę, a teraz zostaniesz zgwałcona i to prawdopodobnie na oczach wszystkich tych ludzi. Którzy nawet ci nie pomogą. Miałam ochotę strzelić sobie porządnego face palm'a, ale wait mam teraz lepsze rzeczy do opanowania...